Coraz częściej słyszę od żeglarzy i wodniaków: ”nie potrzebuję nawigacji bo mam orientację na wodzie”, „ przeglądałem w internecie mapy i wiem gdzie płynąć”, „ nie zgubimy się” itd..
Jednak wody mazurskie później to weryfikują i to często boleśnie. Poniżej przykład jak nazwaliśmy „ściany płaczu” czyli ściany na której zbieraliśmy uszkodzone śruby napędowe z tego sezonu. Niejednokrotnie koszt uszkodzonych śrub napędowych sięgał nawet 10 tys zł.
Wracając do myśli przewodniej chcę opisać jeden ze skutecznych sposobów aby uniknąć takich problemów na wodzie. Jednym z nich są mapy tzw. batymetryczne.
Mapy batymetryczne- to określenie wielu z nas, wodniaków, słyszy pierwszy raz w życiu, pomimo że spotyka się z tym za każdym razem kiedy pływa motorówką czy żaglówką.
Jakiś czas temu, jak tylko tworzyliśmy zespół Dreamboat.pl zainteresowaliśmy się ich tematem i zagłębiliśmy w czeluścia nawigacji na wodach. Okazało się to być dużo ważniejsze niż nam się wydawało. Dlatego dzisiaj kilka słów od nas na ich temat dla Was.
Mapy batymetryczne to są właśnie te mapy, z którymi spotykamy się w większości elektronicznych nawigacji (lecz nie wszystkich), w które wyposażone są nasze łodzie. Sprzęty na motorówkach Dreamboat.pl są różne. Jest jednak kilka aspektów, które je łączą.
Pierwsza z nich to oczywiście linie na mapie łączące punkty o tej samej głębokości. I to jest właśnie słowo klucz naszego dzisiejszego wpisu na blogu Dreamboat. Batymetria to właśnie głębokość. A właściwie cały dział hydrologii, który się tym zajmuje.
Opowiem Wam kilka tegorocznych diamentów z życia łódek i ekipy Dreamboat. W swojej ofercie posiadamy zarówno większe jak i mniejsze jednostki, które możecie wyczarterować. Zacznijmy więc od kilku historii naszych mniejszych cruiserów.
Tygodniowy czarter naszego czarnego SeaRay 210. Połowa lipca. Motorówka już kilka dni jest pod opieką naszych klientów. W pewnym momencie telefon. Zielona słuchawka, a rozmowa wyglądała mniej wiecęj tak:
– Witam, dzień dobry. Co tam u Państwa słychać?
– Mamy chyba problem. Jesteśmy teraz w porcie w Rynie, ale przed chwilą wydaje mi się, że uszkodziliśmy śrubę. A właściwie to na pewno ją uszkodziliśmy.
– Dobra, to niech Państwo poczekają teraz w porcie, zjedzą jakiś obiad a zanim to niech Państwo zrobią zdjęcie śruby i mi wyślą.
– Okey. Do widzenia.
Przychodzi wiadomość ze zdjęciem śruby. Wygląda ona tak:
Tym razem to my dzwonimy do klientów:
– Witam ponownie. Wiecie Państwo co? Ta śruba jest dosyć solidnie uszkodzona, obawiam się żeby i przekładnia nie ucierpiała. Niech Państwo poczekają w porcie w Rynie na naszego mechanika, on przyjedzie z nową śrubą i wymieni, bo na tej już niestety pływać się nie da i zobaczy czy z przekładnią wszystko jest w porządku.
– Dobrze, super, dziękujemy, czekamy w takim razie.
Telefon do mechanika, pojechał do Rynu, wymienił śrubę i okazało się, że przekładnia na szczęście nie jest uszkodzona.
Druga, mniej przyjemna dla klientów historia. Tym razem w roli głównej nasz Cadillac na wodzie czyli Chaparral 260 Signature ze stajni Dreamboat.pl. Nadchodzi wieczór, Państwo spływają do portu w celu oddania łodzi po czarterze. Rozpoczynamy wspólne oględziny, „Zetka” do góry. Oho, na Mazurach „pływają rekiny”. I to takie całkiem spore. I jeszcze są aluminiożerne. Dwie śruby, bo to przekładnia DuoProp wygięte w drugą stronę niż powinny być. Jeszcze jeden rzut dokładnego oka. Brakuje kawałka górnej płetwy. O dolnej oczywiście nie wspominamy, bo również jest solidnie „zjedzona”. Odpalamy, pokazuje się olej przekładniowy. „Coraz lepiej” – taka myśl pojawia się w naszych głowach – „Ciekawe co jeszcze wyjdzie?”. Wyciągamy łódź na dokładne oględziny śrub i całej przekładni, którą demontujemy. I pojawia się problem i winowajca. Krzyżaki, a dokładniej wygięty wał cardana z uszkodzonym uszczelniaczem. Dwa dni naprawdę ciężkiej walki z nimi, ale łódź z powrotem jest na wodzie. Dla klientów była to niestety bardzo kosztowna naprawa.
Przytoczę Wam jeszcze jedną sytuację, tym razem z życia Wodnego Pogotowia Serwisowego Dreamboat. Połowa września. Warunki na wodzie jak i na lądzie są fatalne. Potężny wiatr, zimno, leje deszcz, zbiera się powoli na burze. Siedzimy wszyscy na hali i coś tam majstrujemy. Nagle telefon. Na numer Wodnego Pogotowia Serwisowego – 609 000 112. Jacek odbiera telefon i przez chwilę rozmawia. Okazuje się, że Państwo utknęli średniej wielkości jachtem na mieliźnie na Kisajnie. Wsiadamy w samochód i na pełnym ogniu, ale zgodnie z przepisami jedziemy do Portu Tajty. W biegu zakładamy sztormiaki i wskakujemy na serwisową łódź H1 Stealth. To zagrożenie zdrowia i życia. Docieramy na miejsce. Warunki bardzo wymagające. Deszcz, wiatr, ogromne fale dopychające nas na łódź, która utknęła na mieliźnie. Walczymy ponad godzinę. Jest naprawdę niebezpiecznie. Łódź ma hydroskrzydła, które bardzo mocno wbiły się w piasek i muł. H1 Stealth Wodnego Pogotowia Serwisowego ma zanurzenie około 20 centymetrów a czujemy jak dnem łodzi uderzamy o piasek na mieliźnie. Wróciliśmy do Portu Tajty. Klienci zostali uratowani. My też odnieśliśmy „obrażenia” podczas tej walki. Porysowana śruba w naszej łodzi serwisowej, bo akcja odbywała się na mieliżnie. Oprócz strat sprzętowych mieliśmy też straty w postaci uszkodzonego kolana (więzadło) i masy siniaków.